VI


 

Wcześniej wspomniałem o dwóch największych zawodach w moim życiu. Pierwszym z nich była niespełniona miłość. O drugim zaraz opowiem.

Zanim do tego doszło, zanim nastąpiła eskalacja agresji ze strony okolicznego rycerza, zupełnie oddałem się wiedzy. Zaniedbałem rodzinę i przyjaciół, a poszukiwanie miłości skutecznie powstrzymywały rany pozostałe po tej pierwszej – podobno – jedynej prawdziwej. Interesowałem się za to światem, coraz bardziej pochłaniała mnie jego historia i tkanka.

Tkanka. To dobre określenie. W skład tkanki świata wchodzi zarówno flora, jak i fauna, ludzie i zwierzęta, lądy, morze i kosmos, to co materialne i duchowe. Można by powiedzieć, że interesowałem się wszystkim tym, co mnie otaczało.

Tak zdobytą wiedzę wykorzystywałem, by wesprzeć swoich. Tworzyłem pewne wynalazki, pomagałem członkom plemienia poprawić byt, wtedy już wcale niełatwy. Czy w tym była życzliwość i chęć pomocy? Nie. Kierowała mną wyłącznie żądza posiadania wiedzy, bycia najmądrzejszym i udowodnienia tego innym, a przede wszystkim sobie.

Czy tym kierował się mój pradziad? Czy to go motywowało do samodoskonalenia się? Czy właśnie to obiecałem sobie na jego pogrzebie? Czy to było życie, do którego chciałem dążyć?

W tamtym momencie, oczywiście, nie zadawałem sobie takich pytań. Za to niedługo później te pytania straciły poniekąd sens.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

I

XII

XI