XII


 

Czy byłem smutny, zły, rozżalony, a może nawet zrozpaczony? Nic z tych rzeczy. Niedostępne rozpadliny niczym się nie różniły od celi w zamku – no może więzienie zapewniało odrobinę mniej wygody. Ale mi ta nie była potrzebna. Wystarczyła mi samotność do kontynuacji trwającego od lat wewnętrznego monologu, kształtującego mądrości plemienia w jedną, zwartą bryłę. A tej nikt nie zamierzał mi zabrać. Zawsze siedziałem w osobnej celi, zresztą poza mną wielu nieszczęśników nie przewinęło się przez te lochy.

Teraz jednak miała nastąpić zmiana. Wybuchła wojna, a wraz z nią zaczęły się migracje. To idealna okazja… na to, bym spróbował swoich sił w roli nauczyciela.

Jest już blisko. Mój uczeń nadchodzi, chociaż jeszcze nie wie o moim istnieniu. Trafi tu na pewno, ciekawość, dzięki której poznaje się świat, zmusi go, by zszedł po schodach do lochów. Tutaj zostanie poddany próbie, od której zależy nie tylko jego rozwój, ale przede wszystkim historia mojego plemienia.

Plemienia Ciętego Kamienia. Plemienia, którego jestem ostatnim przedstawicielem.


Komentarze

  1. Jestem nauczycielem i też prowadzę bloga o swoim projekcie karcianki, także podziwiam i szanuję za wysiłek jaki tu i na FB widzę! Ciekawe jak sama książka i jak postrzegasz jako autor swój progres pomiędzy pierwszą a drugą częścią :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

I

XI